20 mar 2014

Honor Maszyny - Neuroshima

Z pamiętnika Christophera Shermana, dowodzącego Posterunkiem

 

20 lipiec 2058r.

Dzisiaj otrzymałem rozkaz przeniesienia w celu objęcia przeze mnie dowództwa nad odcinkiem frontu walczącym z Molochem w Klamath Falls po zmarłym Josephie Sheahanie.

 

W raporcie zaskakujące są informacje dotyczące strat w ludziach. Gdyby porównać je do moich działań na froncie, wyniki walk Klamath Falls są wyjątkowo zaskakujące. Bardzo niskie straty w ludziach szokują, tym bardziej że ataki maszyn mieszczą się w normach przyjętych przez Posterunek. Sam dowódca zginął nie podczas walki, a podczas posiłku z powodu zakrztuszenia się kością. Mam nadzieję, że na miejscu uda mi sie zrozumieć tą dziwną anomalię.

 

Trochę szkoda opuszczać mi moich żołnierzy. Tyle miesięcy spędzonych na walce razem z robotami o względny spokój potrafi zjednoczyć ludzi. Mam nadzieję, że mojemu następcy uda się kontynuować moje dzieło.

 

3 sierpień 2058r.

 

Po przybyciu na miejsce wszystko odbyło się bardzo regulaminowo i nic nie świadczyło o tym co miało się za chwilę wydarzyć. Chwilę po przejęciu dowództwa od zastępcy Sheahana, parę metrów ode mnie, zobaczyłem maszynę Molocha. Była zbudowana na wzór humanoida, posiadała nawet wbudowane fragmenty ludzkiego ciała. Niemożliwe było, aby któryś z żołnierzy wcześniej nie zobaczył tego ohydztwa, tej karykatury, kpiny z człowieka i nie ogłosił alarmu.

 

Już sięgałem po broń, kiedy powstrzymał mnie zastępca chwytając mocno za moje ramię, mówiąc przy tym, że wszystko jest w porządku. Poczwara oznajmiła swoimi mechanicznymi dźwiękami, że jest Głosem Molocha i wielkim zaszczytem dla tutejszych robotów  jest możliwość walki przeciwko tak "wspaniałemu" dowódcy i ma nadzieję, że okaże się on równie godnym przeciwnikiem jak jego poprzednik. Oniemiałem.

 

Przez chwilę stałem oszołomiony starając się zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Zacząłem się szarpać z zastępcą – chciałem użyć broni. Ten jednak nie ustępował, dopóki go nie znokautowałem i w szale nie zdegradowałem do stopnia szeregowego. Kiedy z nim skończyłem maszyny już nie było.

 

20 sierpnia 2058r.

 

Ostatnie dwa tygodnie spędziłem starając się zrozumieć wydarzenia, które zaszły po moim przybyciu oraz zasady jakimi rządzi się ten odcinek frontu. Muszę przyznać, że mój poprzednik, Joseph, musiał być niesamowitym strategiem, a nawet geniuszem wojny. Z dokumentacji można wywnioskować, że jego działania wojenne bardziej przypominały grę strategiczną, niż to co na co dzień znam z bitew. Nikt tego nie powie otwarcie, ale da się wyczuć, że żołnierze obwiniają mnie za straty jakie ponosimy w ostatnim czasie.

 

Dzisiaj przepadł kolejny posterunek; musieliśmy się znów cofnąć. Co dziwniejsze, siły Molocha działają w taki sposób, że zmuszają nas do odwrotu, nikogo przy tym nie zabijając.  Maszyny wręcz pozwalają nam zabrać rannych. Nawet starają się utrzymać przy życiu tych którzy mogliby nie dotrwać do przybycia naszych medyków! W zamian za to oczekują, że pozwolimy im zabrać złom jaki pozostaje po rozwalonych przez nas robotach.

 

24 sierpnia 2058r.

 

Dzisiaj poniosło śmierć dwóch pierwszych żołnierzy od czasu mojego przybycia. Myślę, że jest to związane z moim rozkazem zbierania pozostałości po robotach jaki wydałem aby osłabić wroga. Wielu oficerów próbowało się mu sprzeciwić. Dopiero przypomnienie im, że regulamin Posterunku zabrania oddawać Molochowi materiały, które mogą podwyższyć jego zdolności bojowe poskutkowało akceptacją rozkazu. Czuję się jak by ich krew była na moich dłoniach.

 

Świadkowie jednak mówią, że ci żołnierze zginęli z powodu przykrego incydentu, gdy jednemu z nich wypadł z ręki odbezpieczony granat i rozerwał oboje. Ja czuję, że to nie był wypadek. Wieczorem odbył się ich pogrzeb. Na uroczystości pojawił się znów Głos Molocha z prośbą, aby mógł uczestniczyć w pożegnaniu żołnierzy, bo wie jak wielką wagę ma to dla nas, ludzi. Co za absurd, miałem wpuścić go pomiędzy swoich żołnierzy, aby w najmniej spodziewanym momencie wybuchł zabierając ze sobą dziesiątki kolejnych ofiar?

 

Usłyszawszy moją odmowę, zapytał swoim maszynowym głosem czy mógłby otrzymać części należące do jego poległych braci. Tym razem już nikt mnie nie powstrzymywał przed wyciągnięciem broni. Władowałem w Głos Molocha cały magazynek specjalnej, przeciwpancernej amunicji, którą miałem przygotowaną na tą okazję. Z robota nie było czego zbierać, ale jeszcze długo po tym słyszałem w głowie dźwięk próbujących się poruszyć części. Ten pisk strasznie przypominał mi krzyk człowieka.

 

30 sierpnia 2058r.

Moloch zyskuje coraz większą przewagę. Jeżeli tak dalej pójdzie, to niedługo dojdzie do przełamania frontu. Dlatego postanowiłem wykorzystać standardową taktykę wykorzystywaną przez Posterunek. Zaminowałem zebrane części robotów i pozwoliłem je zabrać Molochowi. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałem. Pozabierał je bez jakiegokolwiek sprawdzania. Wybuch można było zaobserwować nawet z naszej bazy. Stałem wtedy w oknie razem ze szklanką przedwojennego whisky. Piękny widok.

2 września 2058r.

Moloch rozpoczął zmasowany atak na nasze pozycje. Straty są ogromne, jednak nie pozostajemy dłużni. Walka tutaj wreszcie zaczyna przypominać wojnę jaką znam. Nie wszyscy rozumieją, że w wojnie z Molochem nie ma miejsca na takie rzeczy jak honor. Liczy sie tylko to, ile zniszczonych zostaje robotów.

Wiem, że żołnierze przyjdą dzisiaj skrzyknięci przez zdegradowanego zastępcę. Będą chcieli się mnie pozbyć. Ci głupcy nawet nie zauważyli kiedy stanęli po stronie maszyn. Stali się jego czcicielami, zapatrzeni w jego "honor". Nie widzieli tego co ja na innych frontach: ludzi umierających od gazów, chorób, albo tych którzy skończyli jeszcze gorzej stając sie częścią maszyny.  Ich ręce, nogi podcinane były umieszczane w zbiornikach, niczym części zapasowe zostawione na później. 

Wysłałem już informacje do dowództwa Posterunku o tym co tu zastałem. Mam nadzieję, że przyślą w to miejsce siły, które zrobią małą, prywatną apokalipsę Molochowi i czystkę wśród jego wyznawców. Pewnie nie będzie mi dane przeżyć do tej chwili, ale czekam tu przygotowany na ich przybycie. Na pewno nie wezmą mnie bez walki. 

3 komentarze:

  1. Bez wątpienia twoje najlepsze opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Maleczenko29/3/14 21:24

    Bardzo fajne, muszę przyznać, że motyw ciekawy i chyba wykorzystam to na moich sesjach

    OdpowiedzUsuń
  3. Jarek już to chyba kiedyś pisałeś ;)

    Dzięki Maleczenko i życzę udanych sesji.

    OdpowiedzUsuń