28 maj 2010

Savage Worlds - Raport z pierwszej sesji

Uważasz, że mechanika nie powinna tylko być? Oprócz roli sędziego fajnie jak by przynosiła ze sobą zabawę? Do tego pomagała ci prowadzić sesje? No to chyba właśnie znalazłeś to czego szukałeś!

Na wstępie chciałem podkreślić, że od początku swojej kariery z RPG zawsze byłem zagorzałym przeciwnikiem używania mechanik, ponieważ zagmatwane zasady bardzo często spowalniały przebieg moich sesji. Dlatego też przez wiele lat ograniczałem się wyłącznie do podstawowych zasad lub jednego prostego rzutu kostką mniej więcej oceniając czy się udało. W ten oto sposób gracze mieli wpływ na wydarzenia z gry a nie byli jedynie słuchaczami mojej opowieści.

Nie powiem, miałem do czynienia z paroma lepszymi mechanikami, ale zawsze czegoś mi w nich brakowało. Więc czy SW jest rozwiązaniem mojego problemu? Tego nie mogę stwierdzić po pierwszej sesji, ale już po przeczytaniu podręcznika wiedziałem, że ma duży potencjał.


Długo zastanawiałem się, w jakim świecie poprowadzić pierwszą sesję z mechaniką Savage Words. Czy to Dead Landy, do których już bardzo długo się przymierzałem, Gasnących Słońcach, w które obecnie gramy, Neuroshime, która jest uwielbiana przeze mnie i graczy za świat, czy też coś z gotowych scenariuszy ze strony Gramel. Dzień przed sesja postanowiłem, że poprowadzę im własny świat.


Necropunk, bo tak go roboczo nazwałem, jest miejscem gdzie apokalipsa nadeszła nie w postaci spadających bomb atomowych, czy ataku maszyn. Powodem jej było pojawienie się zarażonych, czyli po prostu zombie. Pozostali żyjący ludzie dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to wędrujący niczym nomadzi w konwojach samochodowych, którzy razem wydzierają z dawnego świata jego resztki i wspólnie jak rodzina walczą o przeżycie. Druga to ludzie mieszkający w potężnych samowystarczalnych miastach-enklawach, którymi rządzą korporacje. Do tego dodałem psoników i dopasowałem cyberprzestrzeń do mechaniki. Takie połączenie neuro i cyberpunku ze zjawiskami nadprzyrodzonymi.

17 maj 2010

Wojskowa racja żywnościowa


Na pewno większość z was ma na koncie wiele nieprzespanych nocy. Męczyliście się rozmyślając nad ważnym problemem. Tym zagadnieniem spędzającym sen z powiek z pewnością było „Co mają amerykańscy żołnierze w swoich racjach żywnościowych?”. Tak się składa, że akurat stałem się szczęśliwym posiadaczem takiej paczki. Więc com widział i słyszał dla zaspokojenia waszej ciekawości oraz spokojnego snu tutaj opisze.



Tak więc po otwarciu plastikowego opakowania i wyciągnięciu z niego wszystkiego moim oczom ukazał się wspaniały widok… większej ilości plastikowych opakowań. Wszystkie niezwykle szczelne w jednym celu, aby do jedzonka nie dostały się podłe grzyby i nie zjadły posiłku za nas.

15 maj 2010

Savage Worlds


O Savage Worlds usłyszałem już w zeszłym roku, ale wtedy nie przywiązałem do tego zbyt dużej uwagi. W tamtym roku na polskim rynku pokazało się tyle nowych systemów, że ta informacja jakoś przeszła bokiem. O samym Savage zainteresowałem się jakiś tydzień przed jego wydaniem. Czytałem wszystko, co było internecie na ten temat próbując podjąć decyzje niczym Hamlet „Kupić, czy nie kupić? O to jest pytanie”.

Dowiedziałem się, że za powstanie Brawurowych Światów odpowiedzialna jest ta sama osoba, która stworzyła Dead Lands. Dziwny Zachód przypadł mi do gustu, jednak pod względem technicznym zawsze wydawał mi się przekombinowany. Dalej, przeczytałem podstawy mechaniki zamieszczone w PDF przez wydawcę na jego stronie. W pliku są wszystkie podstawowe zasady i właściwie pozwalają już na poprowadzenie sesji. Potwierdzały one znalezione przeze mnie pozytywne opinie o szybkości i prostocie systemu.

4 maj 2010

Pyrkon 2010


Na Pyrkonie miałem okazje być ponad miesiąc temu i już właściwie postanowiłem sobie nie pisać relacji z mojej wyprawy do Pyrlandi. Jednak coś, co znalazłem w necie skusiło mnie do zmiany zdania, ale o tym później.

Wyjechałem z Bodziem w piątek wieczorem samochodem Andrzeja z nim, jako kierowcą. Tam tez trafiliśmy do domu znajomych Andrzeja, którzy pomagali w organizacji konwentu. Zrobiliśmy zapasy, zapoznaliśmy się i podzwoniliśmy po znajomych (szczególnie Bodzio).

Na konwent ruszyliśmy następnego dnia rano. Jak się okazało konwent odbywa się po drugiej stronie Poznania i podróż trwała godzinę. My na początku pętli autobusowej usiedliśmy, ludzie wsiadali, wysiadali, my trwaliśmy, jechaliśmy, jechaliśmy i tak aż do samego końca trasy. Po drodze jednak miałem okazje zobaczyć parę znanych mi miejsc z wcześniejszych podróży do Poznania, co przywołało miłe wspomnienia.

Z tego, co mi wiadomo poprzedniego dnia były ogromne kolejki do rejestracji i parę nie miłych niespodzianek. My jednak w sobotę rano żadnych problemów nie doświadczyliśmy i z braku kolejek błyskawicznie zarejestrowaliśmy się przez poznane wcześniej na noclegu koleżanki. Otrzymałem śliczny informator z toną reklam, identyfikator i bransoletkę, dzięki której wyglądałem jak zaobrączkowany gołąb.